Tak
więc mam na imię Blaze i spróbuję opowiedzieć wam moją historię. Tak więc zacznijmy od początku, czyli kim są
moi rodzice. Matka odkąd pamiętam jest modelką, z ojcem fotografem poznali się
na jednej z sesji do jakiegoś magazynu. Kilka nieprzespanych nocy i pojawiłam
się ja, gdyż każde myślało, że to drugie się zabezpiecza. Przez pierwszych
kilka lat było dobrze, ojciec pracował, a Zuzanna opiekowała się mną w naszej
pięknej willi nad brzegiem Morza Adriatyckiego na wyspie San Marco. Gdy miałam
pięć lat matka postanowiła wrócić do pracy, a mną zajęła się opiekunka o
imieniu Ester, była rodowitą Włoszką, więc
szkoliła mnie w tym kierunku. I tak oto w wieku dwunastu lat umiałam biegle
mówić w trzech językach, angielskim, polskim oraz włoskim i całkiem nieźle
uczyłam się w szkole. Placówka do której chodziłam, była prywatna toteż
chodziło tam wiele rozpieszczonych panienek, za którymi nie specjalnie
przepadałam. Mało kto wiedział o tym, że jestem córką tej sławnej pary, tylko
najbliższa rodzina, która mieszkała w Polsce oraz we Włoszech. Rodzice byli
zajęci głównie pracą tj. wyjeżdżali w długie podróże, nocowali z dala od domu,
co z czasem zaczęło mi nawet odpowiadać. Jedyne ciepłe
uczucia dostawałam od niani, którą rodzice zwolnili, gdy miałam lat piętnaście,
jej miejsce zajęła stara Marina. Zakazywała mi wszystkiego, potrafiła tylko
wrzeszczeć i oglądać jakieś nudne seriale. W wieku siedemnastu lat zaczęło się ze mną dziać coś dziwnego. Było
to po kolejnej kłótni z niańką, tym razem zdenerwowała mnie bardziej niż
zazwyczaj. Poszłam wtedy do ogrodu, nerwowo spacerując i rzucając niezbyt
grzecznymi epitetami, gdy nagle zobaczyłam, że moja ręka płonie. Wpadłam w
panikę, próbowałam ugasić płomienie, ale nic nie pomagało, więc pomyślałam, że
zaraz spłonę. Dopiero po dłuższej chwili uświadomiłam sobie, że płomienie nie
objęły niczego więcej, a znajdują się w
tym samym miejscu i nic mnie nie boli. Bo przecież gdy płoniesz przechodzisz
katusze, a tu nic. Gdy już się uspokoiłam, płomień zmalał, więc pomyślałam o tym, że zgaśnie zaraz i tak się
stało. Byłam nie tyle przerażona co
zafascynowana, kilka dni później to dziwne zjawisko się powtórzyło, ale już
byłam spokojna. Z czasem zaczęłam świadomie przywoływać ogień i eksperymentować
z nim. Kilka razy zdarzyło mi się rzucić kulą ognia w jakąś rzecz należącą do
opiekunki, nie przyłapała mnie na tym nigdy. Szukałam różnych wiadomości o
takich jak ja, w internecie i nawet coś znalazłam. Była tam jakaś
przepowiednia, z której wywnioskowałam, że jest jeszcze piątka ludzi podobnych
do mnie. Pewnego dnia, gdy miałam
osiemnaście lat, szukając czegoś więcej na temat moich mocy, znalazłam
nagłówek, który mnie zaciekawił. Artykuł opowiadał o niezwykłym pokazie spirytystycznym,
który miał miejsce podczas koncertu sławnego zespołu. Na początku nie
wierzyłam, że znalazłam kogoś takiego jak ja, ale po obejrzeniu filmiku z
zajścia, byłam już pewna. Jeden z piątki chłopaków był ognistym i jednym z piątki,
której szukałam. Według przepowiedni ma być sześć osób o niezwykłej mocy,
ognisty, ziemisty, lodowy, wodny, powietrzny i ja ognista. Jednego znalazłam
dzięki temu artykułowi, resztę też jakoś odszukam. Wyszukałam informacje o
zespole tego chłopaka i jako że mieli przerwę w trasie koncertowej, postanowiłam
polecieć do Londynu, by z nim porozmawiać. Spakowałam się w dwie walizki,
wysłałam sms’a do rodziców, by ich powiadomić o mojej nieobecności i wsiadłam
do samolotu. Podróż trochę trwała, ale 20. 07. 2013 roku o godzinie 930 ,
wylądowałam na London Heathrow Airport. Będąc jeszcze w domu, znalazłam adres
bruneta, który podałam taksówkarzowi i godzinę później( nie znoszę korków!)
stałam przed całkiem sporym apartamentem. Walizki zostawiłam w recepcji, po
czym wjechałam windą na ostatnie piętro i zapukałam w drzwi samego Zayn’a Malika. Otworzyła mi jakaś dziewczyna, ubrana w różowy
szlafrok.
-Tak, a kim ty jesteś?-zapytała, mierząc mnie
wzrokiem.
-Zawołaj go po prostu albo wpuść mnie do
środka, jak wolisz.
-Zayn, kochanie! Ktoś do ciebie przyszedł!
Tylko żadnych sztuczek.-warknęła w moją stronę, niechętnie wpuszczając mnie do
środka.
Weszłam
do
apartamentu, który był utrzymany w ciemnych barwach i usiadłam na
czarnej, skórzanej kanapie w salonie, po chwili w pomieszczeniu pojawił
się chłopak z tą
wytapetowaną laską.
-O co chodzi?-zapytał w końcu brązowooki, gdy
skończył lustrować mnie spojrzeniem.
-Mam pewną sprawę, ale nie przy
niej.-powiedziałam, wskazując jego, najwyraźniej, dziewczynę.
-Księżniczko, mogłabyś nas zostawić na chwilę
samych? Obiecuję, że będę grzeczny.-powiedział, całując ją w policzek, a ja
omal nie parsknęłam śmiechem. Księżniczko? Serio?
-Wracam za pięć minut.-warknęła, posyłając mi
mordercze spojrzenie i w końcu sobie poszła.
-Dobrze, to o co chodzi?-rzucił siadając obok
mnie.
-Widziałam ostatni koncert i te całe „efekty
specjalne”-odpowiedziałam, robiąc palcami cudzysłów.
-Czyli jesteś dziennikarką, mówiłem już, że to
było specjalnie zrobione…
-A ja twierdzę, że skrywasz pewien sekret,
ognisty chłopcze i nawet wiem jaki.-przerwałam mu szybko.
-Nie odpowiem na więcej pytań, więc może pani
już iść.-wycedził, wyraźnie już zdenerwowany.
-Okej, ale nie jestem dziennikarką, chciałam
ci pomóc, zrozumieć twój dar, Do zobaczenia, ognisty chłopcze.-rzekłam,
kierując się do wyjścia, w między czasie wytwarzając kulę ognia, którą szybko w
niego rzuciłam. Chłopak zatrzymał ją milimetry od swojej twarzy i spojrzał
zdezorientowany to na nią, to na mnie.
-Nadal twierdzisz, że mam wyjść?-zapytałam z triumfalnym uśmiechem.
Aaa! Zaczyna się mega. Będę Twoją stałą czytelniczką, bo kolejne opowiadanie o moich kochanych chłopakach! Gdybyś mogła to informuj mnie o nowych rozdziałach. :)
OdpowiedzUsuńhttp://secret-harrystyles.blogspot.com/